|
Forum Klubu ROVERki.pl
|
|
Offtopic - Krótka historia o poślizgu...
Khel - Wto Sie 14, 2007 11:44 Temat postu: Krótka historia o poślizgu... Witam.
Wątek o stłuczce przypomniał mi własne doświadczenia związane z testowaniem wytrzymałości karoserii...
Razu pewnego jechałem sobie przez nasz kochany kraj połykając kolejne setki kilometrów, radio gra, jest ciepło i ogólnie fajnie, gdy za oknem zimno i mokro (ciemno, śnieg), gdy wtem spotkało mnie jakże niemile wspominane zdarzenie.
Wjeżdżając na maleńką górkę przed jakąś kolejną wioską przemknęła mi przez głowę taka krótka wiązanka myślowa:
„gdybym tak jechał bardzo szybko to z tej górki mógłbym wyskoczyć prosto na podwórko zagrody przede mną. Ciekawe ile tam jest śniegu i czy wyhamowałbym przed domem?”
Ot takie bezsensowne rozmyślanie w długiej podróży. Na górce tymczasem zaczynał się podwójny zakręt. Wyglądał normalnie, niewielki zakręcik w lewo i zaraz w prawo przy wjeździe do wioski. Widoczność dobra (śnieg ustał) żadnych drzew itp. Drogę rozświetlały reflektory tylko mojego auta i właśnie w ich świetle dostrzegłem lekki błysk nawierzchni. W ciągu następnej sekundy mózg przeprowadził szybką operację myślową, którą w skrócie można opisać tymi słowami:
„Droga się błyszczy znaczy, że jest mokra lub co gorsza skuta lodem = jest śliska. Nic dziwnego skoro jest grudzień, zimno i padał śnieg. Co prawda kolor jest czarny ale licho wie. Jadę ok. 50-60 km/h więc bez tragedii, ale może lepiej zwolnić. Jak to zrobić w miarę szybko?”
Tu niestety mózg się nie popisał, czemu trudno się dziwić zważywszy na wiedzę czysto teoretyczną odnośnie jazdy autem i niewielkie, głównie miejskie doświadczenia. Odpowiedź, którą wygenerował zaowocowała delikatnym ruchem stopy na pedale hamulca. Takim mini, mini, żeby broń Boże nie wpaść w poślizg!
Jaaaaaaaaaaaaasne. Co ty chłopcze wiesz o poślizgach? Ale nic nie szkodzi. Twoja wiedza na ich temat zaraz bardzo się wzbogaci.
Auto minęło pierwszy zakręcik (właściwie niewielki łuk) i w tym momencie układ hamulcowy zadziałał z późniejszym, fatalnym skutkiem dla karoserii... Doznałem tego porażającego uczucia bezradności gdy bolid przestał reagować na kierownicę i postanowił wiwinąć parę piruetów jak nie przymierzając Katarina Witt.
Niestety mózg nie miał odpowiedzi na pytanie – CO TERAZ?
Mógł jedynie rozpaczliwie podsunąć myśl, że może nie wpadniemy do rowu, może nie trafimy w drzewo, które się ukazało na poboczu... Zaraz, zaraz, czyż to nie światła samochodu naprzeciwko? O RANY! Może lepiej wpadnijmy do rowu – będzie mniejszy wydatek! TAK! Nawet nie pomyślałem o ewentualnych obrażeniach cielesnych! Mój ukształtowany przez raczkujący kapitalizm, materialistyczny umysł zastanawiał się jedynie nad kosztami naprawy auta! W ogóle nie brał pod uwagę jakichś innych, znacznie gorszych skutków.
Niestety efekt końcowy był łatwy do przewidzenia. ŁUP i po sprawie. Na szczęście Seicento też szybko nie jechało i nie zdołało wbić mi drzwi całkowicie do środka. Nawet szyba się nie stłukła! Wstępne oględziny natchnęły mnie otuchą, że jednak tak źle nie jest. Ostatecznie dotarłem do celu o własnych siłach, aczkolwiek uszkodzenia okazały się dość kosztowne w stosunku do wartości auta (drzwi przednie i tylne, słupek i parę innych drobiazgów).
Morał z tej historii jest rozbudowany:
1. W zimie jeździmy na oponach zimowych, a nie „uniwersalnych”.
2. W poślizg można wpaść przy każdej prędkości, także przepisowej.
3. Jak droga się świeci, to zapewne jest śliska, a jak jest śliska to nie wciska się hamulca, zwłaszcza bez ABS.
4. To, że przejechałeś już 450 km i zostało ci raptem 100 nie oznacza, że na ostatnim nie można wyrżnąć w drzewo czy coś w tym rodzaju.
Paul - Wto Sie 14, 2007 12:30
No, no - kawałek dobrej literatury - respect
A w ogóle - sama prawda
PTE - Pią Sie 17, 2007 09:40
Ja bym dodał jeszcze jeden punkt:
"Nawet najlepsze opony zimowe nie czynią cię niezniszczalnym - zwłaszcza na lodzie"
|
|